środa, 31 grudnia 2008

happy ny

WSZYTSKIEGO DOBREGO, LEPSZEGO, WIEKSZEGO, NOWSZEGO W NOWYM, NOWSZYM ROKU!!!

niedziela, 28 grudnia 2008

zawieszenie w miedzyczasie


witam panstwa.
obawiam sie, ze przez czas mojej nieobecnosci grono czytaczy moglo sie zdrowo zawezic, no ale coz poczac. czasem sie jeszcze zaplacze tu jakas zblakana dusza :). wiec oto jestem, z daleka (ale jakie to ma w internecie znaczenie?) i z nowym postem (to juz na szczescie sie liczy).
haha!i teraz zapadla dlucha chwila ciszy w mojej glowie. a wlasciwie nie w glowie, a w palcach, bo w glowie klebi sie tysiac mysli na sekunde. podejrzewam ze spowodowane jest to troche fala koncoworocznych posumowan i noworocznych postanowien. a troche moze dziwna nostalgia spowodowana jesienno wiosenna pogoda, ktora nastala tu w polowie konca swiata pomiedzy swietami a nowym rokiem....
co roku okazuje sie ze pozmienialo sie w zyciu wszystko niepowrotnie jak w kalejdoskopie, a jednoczesnie mozna by jeszcze wiele naprawic, naciagnac i zmienic. troche jakby sie stracilo kontrole nad samochodem, ktory gna w nieznanym kierunku. troche to pompatyczne i troche przerazajace. no ale moze to dobrze tak sie poddac nurtowi wydarzen? skoro cos lub ktos nad nami czuwa, lub tez wszytsko jest juz zapisane, albo tez wszytsko ma sens i jest w zyciu po cos, to moze warto przestac zapierac sie nogami i parzec tylko jak zmienia sie swiat dookola? gdyby tylko znalezc jakis sposob na chocby czesciowa kontrole nad tym co sie dzieje z tym autkiem... i do przodu :) to takie spoznione zyczenia swiateczne i moze wczesniejsze noworoczne:

enjoy the ride!

piątek, 26 września 2008

przeczytane

"Consider the postage stamp, my son. It secures success throughits ability to stick to one thing till it gets there."
Josh Billings

niedziela, 7 września 2008

nie.dziela

spalam dzisiaj poza domem. niby dojezdza tam autobus, ale jest niedziela, rano dosyć, wiec jak na kazde pol godziny przyjezdza 3 raz, to akurat po osmej, zgodnie z rozkladem nie przyjezdza nic...
pogoda jest piekna, wiec za bardzo mnie to nie zabolalo, siegbelam do kieszeni po ipoda zeby umilc sobie droge i zaczelam maszerowac. niestety okazalo sie ze zostawilam go wlaczonego, wiec cala moc z baterii poszla sie pasac...zostalam wiec skazana na maszerowanie w ciszy... no ale pogoda piekna, ruch niewielki - sama przyjemnosc tak soie maszerowac. siegnelam wiec do kieszeni po komorke, zeby idac odsluchac wiadomosci ze skrzynki, i ewentualnie pooddzwaniac. okazalo sie jednak, ze nie mam na koncie wystarczajacej ilosci diengow, zeby wykonac polaczenie...maszerowalam wiec w ciszy, dotarlam do miasta i tak sobie szlam spokojnie, pogoda piekna, ruch niewielki, wiec przyjemnosc sama.
gdy od przystanku odzielalo mnie juz tylko skrzyzowanie uciekl mi autobus. na nastepny jednak dlugo czekac nie musialam, wsiadlam, wysiadlam, przeszlam jeszcze ten kawaleczek do domu, a tu, nieopodal mojej kamienicy na chodniku lezy kot. pogoda piekna, ruch niewielki, to mysle sobie, lezy sobie kot, cieplo mu, relaksuje sie. niestety gdy podeszlam do kota blizej okazalo sie ze lezy w zaschnietej kaluzy krwi, i ze spi zeczywiscie, ale snem juz kocim wiecznym. pogoda piekna, rych niewielki a mnie wryło. i teraz jakis smuteczek sie zaplegl...


btw.co sie robi ze zwierzetami ktore konaja na ulicy?

wtorek, 26 sierpnia 2008

tecza

jestem padnieta strasznie.
lece na leb, na szyje, na nos, na klawiature.
ale ze dawno sie nie odzywalam nawet slowkiem, to pomyslalam ze moze jeszcze na chwile przed snem przysiade i zrobie maly update.
no bo to zwykle bywa tak, ze jak jest cisza na blogu, to albo nawal pracy jest, lub burza przemian, lub kociol jakiejs innej masci. a u mnie?
u mnie szczescie jest wielkie i wakacje kradzione wcale nie ukradkiem z czasu, ktory mial byc niby czasem pracy okrutnie intensywnej.
ale co to za radosc tak krasc ten czas,zachlysnac sie nim, zasypiac i budzic sie kazdego ranka z wielkim usmiechem na twarzy i kojacym spokojem w sercu i wiedziec ze wszytsko jest w zyciu po cos.
a mgr da jakos rade (btw. Jules sprzedala mi dzisiaj cudownego newsa o szerokosci marginesow - praca puchnie w oczach:) wiec dla jutrzejszej otwartosci glowy lece sie wyspac,krotko, szybko, intensywnie.
szczesliwa jak nigdy przedtem. houk!

środa, 23 lipca 2008

tru?

"If you expect life to be fair you have an irrational belief system."
Albert Ellis

One leads to another.

dzien dobry:)
no i znow long time no see...ech...no juz tak to jest ze zycie rzuca nas czasem blizej czasem dalej od komputera :) mnie podczas festiwalu Inne Brzmienia rzucilo dalej, a raczej, dla scislosci - dalej od mojego wlasnego komputera :)
Czas festiwalowy byl bardzo intensywny, juz jakos tak jest, ze festiwale sprzyjaja waznym zmianom, przemianom w moim zyciu, ale o tym juz kiedys pisalam, przy okazji konfrontacji filmowych w Chatce Zaka. Jak o tym mysle teraz, to wtedy tez cos sie zmienilo, a raczej ktos zmienil polozenie geograficzne i tak to wlasnie jedna zmiana prowadzi do drugiej.A wszystko to ma sens, ktory widze bardzo bardzo :) Dosc tej tajemniczosci i dwuznacznosci.Jestem bardzo szczesliwa!!!

Nasze LGFowe dziecko stacilo chwilowo ojca (zostal wessany przez niedobra korporacyjna bestie zwana potocznie tvn'em) ale dostalo nowy teaserek :) oto to:

piątek, 11 lipca 2008

tylko potem nie jeczcie!

mija tydzien.
po raz pierwszy od dawna czuje wyjatkowosc piatku. i postanowilam to celebrowac :) (opcją nr2 jest zastanawianie sie i rozdrapywanie dlaczego wczesniej nie czulam owej wyjakowosci, czy cos w tym stylu) jednak bede sie cieszyc. pewnie w czesiu bardziej, ale przeciez tam zaczyna sie wczelka radosc, prawda?

za 2 godziny na rynku starego miasta zaczyna sie koncert. z powodu przesuniec zagra akordeonowe Motion Trio, a po nich Trebunie Tutki z Twinkle Brothers. I na to własnie czekam dziś najbardziej.

Na Trebunie, bo to góry, a jakby nie patrzeć jest lato, które przez lwią część mojego życia było pojęcięm równoznacznym z górami. Z zaśpiewami, smyczkami i taka niewysłowiona przestrzenia jaka slychac w harmonii goralskiej muzyki. Cos jak echo w dolinie..no i nie moge pisac, bo sie rozmarzylam i pogubilam w najszczesliwszych wspomnieniach dziecinstwa :)

A Trebunie razem z Twinkle Bros widzialam w listopadzie minionego roku. Wlasciwie wpadlam na nich w jednym z parkow Zakopanego, w pierwszy śnieżny weekend tej zimy (cale Podhale zasypane w ciagu jednej nocy dziewiczo bialym sniegiem, niezadeptane czapy, kołdry, biel biel biel!). Szlam sobie spokojnie, az tu nagle kilku rosłych chlopow w tradycyjnych strojach, a za nimi jeszcze bardziej rosli Jamajczycy - w tym sniegu i sloncu...z tym ze to jeszcze nie koniec, bo za nimi wszystkimi szedl Fisz - co dopelnilo poczucia lekkiego absudru, a moze po prostu niezwyklosci nieplanowanych wypadow na 48h w Góry:)?

No ale glownym powodem tego calego wywodu jest fakt, ze od 2 godzin probuje zaprosic kogokolwiek na ten koncert - mam jedno wolne zaproszenie, w zwiazku z tym wystarczy tylko chciec pojsc - argument ekonomiczny obalony.
To co slysze, to głownie zmeczenie, jakas misja nazajutrz, lub: nie wieeeeem, oddzwoooonie....
I rozumiem ze czesci osob z mojej listy kontaktow (hola hola! - "list" kontaktow - bo przeciez w erze portali społecznosciowych nie mowimy tylko o komorce czy gg - jakkolwiek by sie one nie pokrywaly, te listy znaczy) nie ma, bo jezioro, bo babcia, bo zagranica, bo praca - no ale przeciez jednak wiekszosc tu jest!

Dlatego potem zaleje mnie złość jak po raz kolejny usłysze, że Lublin to dziura, i że nic sie nie dzieje. Dzieje sie jak sie zrobi, a robi sie, jak jest dla kogo. Houk.
I wcale nie jestem zła :)


ps.kocham kocham pumpy!
pozwoliłam sobie podlinkować :)

czwartek, 10 lipca 2008

zmiana

"If you want to make enemies, try to change something."
Woodrow Wilson

wtorek, 8 lipca 2008

wtorek, 1 lipca 2008

kop

"Don't measure busywork. Don't measure activity. Measure accomplishment.
It doesn't matter what people do as much as it matters what they get done."
Larry Winget

i jeszcze jedno:
"Lack of time is actually a lack of priorities"
Tim Ferriss

fenk ju wery macz. pozamiatane

piątek, 27 czerwca 2008

układanka


bry,
w poniedzialek bylam na premierze i powiedzieli mi w komie ze podobal sie moj material [wtf!], we wtorek zregenerowalam sile u emki, w srode przeprosilam sie z odkurzaczem i upieklam fe.no.me.nal.ne.go pstraga, w czwartek bylam na the police w chorzowie, a dzis jest piatek i nosze rozowy szalik.znaczy ze ukladanka poszla w ruch i malymi kroczkami sie pouklada wszytsko na tip-top.

[klik w obrazek]

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Bal Przebierańców ożywa :)

jestem z nas bardzo dumna :)
premiera w przyszly poniedzialek w stolycy:)



oficjalna strona filmu:
www.balprzebierancow.prv.pl

czwartek, 29 maja 2008

Lu the Witch...

Ogarnęło mnie Zmęcznie Totalne. Pisanie tego z dużej litery sprawia, ze wydaje mi sie jakbym sie temu zmeczeniu jeszcze bardziej poddawala, ale nie. Zeby zabic wroga, trzeba go najpierw poznac i nazwac, zeby bylo wiadomo w co walic :)
Zmeczenie Totalne objawia sie absolutnym brakiem motywacji; narastajacym stresem, ze w wyniku nicnierobienia (wywolanego brakiem motywacji) zawali sie moj swiat caly; katastrofalnymi wizjami mojej przyszlosci najblizszej, co rzutowac bedzie niehybnie na moja przyszlosc ogolnie; nieprzemozną chęcią spania - najlepiej 24/24/7; bólami rożnych cześci ciała (w kolejnosci przemiennej, lub w parach); i nie wspominajac o przewijajacej sie od czasu do czasu mysli, ze nikt mnie nie kocha i nikt mnie nie lubi (bo jakos te czesc tym razem zdolalam opanowac-dont know why?!;p) ogolnie rzecz biorac jest kijowo, by sie nie wyrazic dobitniej.

Jednak dzielnie postanowilam zwalczyc tę chandrę. Jedyny chyba sposob, to uzycie mózgu i nakazanie mu wydawania odpowiednich polecen cialu, np: "wstan teraz natychmiast - spałoś przecież już 12h i ci starczy!", albo: "nie, nie jesteś głodne! zjadlos przecież pol kilo ziemniakow mlodych i duzy kefir krasnystawski do tego", albo "wstan i idź umyj zeby, twarz i spij jak czlowiek, a nie uskuteczniasz nocne czuwanie przy kanale /odpowiednie wstaw/" itd.

Okazuje sie to nie tak łatwe. Najgorsze jest to, że klasyczne straszaki już nie działaja - jak nazwalysmy to z Julka jakies pol roku temu - wytracil sie nam instynkt samozachowawczy - np straszak pt "jutro kolos" nie robi na mnie wiekszego wrazenia. albo nie - na mnie robi, ale na moim ciele nie - can't be bovvered!

No ale nie może być przecież tak, że cialo - jakby nie pratrzec kupa miesni, tluszczu i czego tam jeszcze (kolejność dowolna:) dyktowalo mi jakosć mojego zycia. Za oknem slonce, planow cale mnostwo, czasu coraz mniej, a ja siedze w domu przyklejona do jednego z ekranow ;/.
Postanowilam wiec podstepem zaatakować to Zmeczenie Totalne od środka. Na poczatek dalam sobie to 24h snu, ale rozdzielone na 2 doby; wrocilam do zbiawiennego zwyczaju picia szklanki cieplej wody z cytryną na poczatek dnia, do ktorej dzisiaj dodalam wieeeelka szklane soku z marchwii, buraka i jabłek, z dodatkiem spiruliny (szczerze mowiac juz sam kolor robi dobrze:). Do tego zarządzam detox alkoholowy (na czas jakis, choc w sumie euro bez "srokow komunikacji' [;)] może byc nie do zniesienia) i drastyczne ograniczenie fajek. Jutro wybieram sie na Ruska, po zapas zieleniny. Jednym slowem - wraca Lu the Witch. Bo tak trzeba :)
Houk.

poniedziałek, 26 maja 2008

przyspieszony kurs latania

Witam państwa po bardzo dłuuuugiej przerwie. Mam co prawda jakieś takie nieśmiałe wrażenie, że nikt tu nie zagląda, ale nauczona przez mądrych trenerów w Grecji, że thoughts nie równają się facts - nie będę tą kwestią zaprzątać sobie głowy za bardzo :) nauczyli mnie też, że nie dowiem się, dopóki nie zapytam - więc pytam wprost: ktoś to czyta w ogóle?

Co się zaś tyczy update'ów w tym co robie na codzień, to sama się szczerze mówiąc gubię w tym wszytskim. Był Lwów, który był częścią wizyty studyjnej polskiech producentów i reżyserów filmowych. Muszę przyznać, że wizyta to była baaaardzo udana. I jeśli tylko nie osiądziemy na mieliźnie laurów, to będzie się działo - oj tak:)





Van der Sar broni karnego Anelki...


...więc nadchodzi dzika radość:)






Zaraz po Lwowie był Nasutów i program FaqArt. Może ze względu na bliskość Lublina i fakt,że musialam wrócic w połowie na chwile do Lbn, może dlatego ze nie bylam tam do samego końca - czulam sie troche na uboczu, ale nie przeszkodzilo mi to w nawiazaniu nocnej znajomości podsycanej perłą mocną i słabością do papierosów, facebooka, piłki nożnej (choć oczywiście z czym do ludzi - dla niego to na prawdę religia) i angielskiego akcentu... 


W międzyczasie Manchester United zdobyl mistrzostwo (GLORY GLORY MAN UNITEEEEEED!!), Matt rozbil mi nos, Agata ze Świdnikiem wzięli ślub (Gratuuuuullllaaaaaajceeee) na którym razem z Venem bylismy świadkami, Kubica był drugi w Grand Prix Monte Carlo, okazało się z jeden z moich kumpli z klasy zostanie ojcem (Gratulacje), dostalam w prezencie bilet na ten dzien Open'era w ktorym spiewa Erykah Badu, kupilam sobie buty na wysokich obcasach i nie dość, że przetńczylam w nich całą prawie noc, to jeszcze teraz kombinuje gdzie by w nich jeszcze wyjść (kto zna mnie dłużej wie, że to nie jest moje standartowe myślenie:) być moze wywalono mnie juz ze szkoly, ale jutro to sprawdze, bo dzisiaj jestem w trbie stand-by, popijam czerwony barszcz z torebki, maniakalnie sprawdzam faceboka, zauczylam sie troszeczke zonglowac i jestem absolutnie zachwycona (chce jeszcze!!!), ponadto upewnilam sie ze nie umiem grac w siatke, ale po raz pierwszy w zyciu zupelnie mi to nie przeszkadzalo i sprawialo ogromna radosc (mimo chlopoczącej w trampkach wody i siniakow na rękach:) . grzebie w starych zdjęciach, jem sękacza i probuje sie zregenerowac ze wszytskich sil.


I niech mnie ktoś tak mocno, mocno przytuli!

ps. przepraszam że te foty jakos tak nie w tym miejscu co trzeba - ale wlasnie poklócilam sie z edytorem postow i strzelam focha z przytupem i z polobrotem - do przeczytania!

wtorek, 13 maja 2008

100 projektów na raz, czyli: lu is a busy bee

ledwo wrocilam z grecji, a juz lece dalej - za pare godzin do lwowa, na 3 dni.
upload fotkowyna fb juz jest, opowiesci musza poczekac. (choc swoja droga wiem ze jak juz tyle sie to odwleka, to szansa na realizacje jest coraz mniejsza ;/) ale zobaczymy jak bedzie.

niedziela, 27 kwietnia 2008

moje greckie wesele

mam kilkadziesiat minut do wyjazdu na lotnisko. glebszych przemyslen brak, czuje raczej wszechograniajace zmeczenie. mam tez malo racjonalną nadzieję, że jak postawie noge w samolocie, to mi przejdzie :)

dlatego tez zamykam sie, pojde dopic herbate (jablkowo-cynamonowa, prosze jakie ciekawe rzeczy mozna znaleźć w meskim mieszkaniu) i spadam. niedlugo wracam :) cmox

środa, 23 kwietnia 2008

znow baloniki :)

pamietacie lekcje fizyki? to nie byl odosobnony przypadek (ale zeby od razu zaginac?!) - klik w fote

niedziela, 20 kwietnia 2008

uzaleznienia

najpierw podkrec bas :>






wychodze z siebie, staje obok i patrze. i widze, ze jestem zdecydowanie typem czlowieka popadajacego w rozne uzaleznienia. te zle i te dobre (choc oczywiscie jak zawsze wszytsko jest kwestia dyskusyjna) co tym razem? adrenalina i stres. ostatnie 2 tygodnie to hustawki nastrojow, przyspieszanie i zwalnianie, spanie po 16h i niespanie po 48h i nadmierne uzycie srodkow komunikacyjnych (wlasnie sobie zdalam sprawe jak pojemne jest to wyrazenie :)

ale nie o tym. za tydzien wylatujemy do cieplego i slonecznego kraju (mam nadzieje), jutro 2 narady wojenne, co najmniej 3 projekty na karku i mega zaliczenie ze statystyki - moj organizm bezblednie wyczuwa wzrastajacy poziom zageszczenia punktow programu i reaguje wzrastajaca mobilizacja i poprawa humoru :) "do roboty chamy..." jak spiewal kaziu onegdaj :)

tak sie tylko zastanawiam i mysle, ze skoro tak ma wygladac moje zycie, to jakos lepiej bede musiala opracowac system odreagowawczy (odreagowywujacy?)
pozdro :)

piątek, 11 kwietnia 2008

cieplo :)




w tych jakze pieknych okolicznosciach przyrody, nadeslane z rana na miekki poczatek dnia :)

środa, 9 kwietnia 2008

stop kamera!

witam po przerwie. tak jak sie spodziewalam, okres zdjeciowy nie dal mi szans na nic wiecej niz ekspresowe sprawdzenie maila o 6 rano. po zdjeciach nastapily 2 dni odsypiania wrecz nieprzytomnego przetykane wizytami w urzedach, oddawaniem kabelkow, czy lokalizowaniem skrzynki drewna tudziez gumki od kamery :) tak jak teraz mysle sobie, to dziwne ze i podczas zdjec i opdczas rekonwalescencji znalazlam czas na lige mistrzow (hmm:)



w zwiazku z zakonczeniem zdjec chcialabym wyglosic komunikat (co prawda mam wrazenie, ze sama do siebie, ale co tam) znalazlam swoj kawalek podlogi - musze pchnac teraz studia jak najpredzej, zaczac nastepne i nie pozwolic sobie na wypadniecie z obiegu. lu na wysokich obrotach to ta lu, ktora lubie. do tej roboty potrzebny jest tylko wygodniejszy zestaw sluchawkowy :)

wiekszosc ekipy przechodzi syndrom odstawienia. to jest tak troche jak w dziecinstwie wracalam z obozow, biwakow itd to przez tydzien przynajmniej zamykalam sie w sobie pomstujac brak halasu wokol siebie, brak zamieszania i gadania o wszytskim do bladego switu. wiec teraz dzwonimy do siebie w kazdej blahej nawet sprawie, odgrazamy sie dzielnie ze szybko wejdziemy w jakis kolejny projekt itd. a ze kolejne projekty juz sa.... :) nie wiem nawet jakim innym sposobem niz realizacja tego wszytskiego, wyrazic swoja radosc, ze znow widze sens dzialania i pozbylam sie tego obrzydliwego przeczucia, ze przepuszam czas przez palce

dzis rano obudzil mnie sen: jestem dokladnie w tym momencie swojego zycia, ze wszytskimi planami i na poczatku dlugiej drogi, a tu, calkiem z nienacka rodze piecioraczki. sama. tzn jakos element meski zostal w tej historii zgrabnie, acz wymownie pominiety. cala piatka przyszla na swiat w pelni zdrowia, wiec radosc byla niczym niezmacona (zwlaszcza, ze to byly najpiekniejsze dzieci na swiecie, i az 5 par oczu patrzacych na mnie z taka bezinteresowna dozgonna miloscia i ufnoscia!), do momentu, w ktorym zdalam sobie sprawe, ze jestem sama i mam tylko 2 rece, wiec nawet nie moge tych wszytskich pierwiastkow ze mnie przytulic porzadnie, nie mowiac oczywiscie o zapewnieniu jakiegos miminum egzystencjalnego. i od tego momentu spirala przerazenia zaczela sie nakrecac, az wreszcie pekla z hukiem w momencie gdy zaczelam czuc jak pochlania mnie czarna dziura rozpaczy i zwatpienia. gdy sie obudzilam, zerwalam sie z lozka, zeby znalezc te dzieci...i dopiero po chwili zorientowalam sie ze to tylko sen...dawno juz tak mocno nic mi sie nie wkrecilo...no i dalo troche do myslenia.
jak bardzo zmienia sie nasza gotowosc na przyjecie tego co niesie zycie. jak bardzo zmieniamy sie my sami: z gotowosci na to co bedzie nam dane przechodzimy niespodziewanie w miejsce, z ktorego gotowi jestesmy kreowac swoje zycie, i dawac cos swiatu. z miejsca, w ktorym caly swiat przyslania drugi czlowiek przechodzimy poczatkowo chwiejnym, ale potem coraz pewniejszym krokiem w taki punkt, z ktorego roztacza sie szeroki widok, a my sami wybieramy dokad chcemy isc. i tak jest dobrze :)
houk :)

sobota, 29 marca 2008

odliczanie do startu - 2 dni

pobalam sie, sprezylam, zacisnelam zeby i....w koncu dzielnie zdusilam hydre czyli zamknelam sesje. zeby ten jakze dyskusyjny temat zakonczyc mala zabawka: zrob to sam, czyli: i ty mozesz byc Pollockiem! milej zabawy :)

jeden kociol sie skonczyl, a drugi juz sie rozkrecil - moj telefon jest rozgrzany do czerwonosci, kalendarz to juz chyba nie zapisany, ale zabazgrany, skrzynka pocztowa otwarta jest bez przerwa pokoj przypomina kwatere glowna jednostki sil powietrznych.
i co? i jestem zmeczona i czuje w kosciach wzbierajacy stres. ale caly czas sie do siebie usmiecham, bo bardzo mi z tym wszytskim dobrze :)

czwartek, 27 marca 2008

lusieboi

od 7 siedze w ksiazkach, notatkach, wikipedii, albumach i przegladarkach plikow graficznych. z kazda minuta wiem coraz mniej i coraz bardziej zdaje sobie sprawe, ze czesci tego szitu po prostu nie czaje. nie rozumiem. nie wiem o co im chodzi. nie wiem jaka przyjemnosc ci ludzie upatruja w komplikowaniu sobie (i przy okazji innym) zycia.

prosze - niech ktos potrzyma za mnie dzisiaj kciuki mocno.
wydyg aka rozdyg mam okrutny (a to nie zdarza sie czesto)

piątek, 21 marca 2008

fajrant

3,5 dnia
daleko i cicho
pa

czwartek, 20 marca 2008

brrrr its cold ders a new top girl on row! a.k.a moc z rana :)

otworz oczy, wez gleboki oddech, wstan, olej snieg za oknem (ktorego jest wiecej dzisiaj w wielki czwartek niz go bylo w swieta bozego narodzenia), wez szybki prysznic, wskocz w dres, przygotuj szklanke wody z miodem i cytryna, kubek kawy, uprzatnij biurko.

czarny notes
niebieski dlugopis
czarny telefon
drugi czarny telefon (kremowy ma wakacje, w delegacji jest:)
komp - mode: on
3
2
1
0

O G I E N !


I neva hesitate to do what I like
Neva hesitate to pick up my fight
At d fings dat challengin at my vibe
Continue? Yes im sure

ps. podkrec bass!

poniedziałek, 17 marca 2008

girl power :)

Po kolei ma byc? W piatek mialam urwanie glowy od rana do poznego popoludnia. caly czas z wizja koncertu w iscie gwiazdorskim skladzie - co tu duzo mowic - gwarantujacym dobra zabawe na... tysiac piecset sto procent :)

I nie zawiodlam sie. Dostrajanie sie na murku pod AOS'em przywiodlo na mysl wspomnienia beztroskich czasow, poczucie dobrze spelnionego obowiazku pozwolilo na chwile spuscic z tonu, a iscie gwiazdorskie kru dopilnowalo zebym poczula ze jestem dokladnie tam gdzie byc powinnam. Czysta Gorzka byc moze troche za bardzo nas do siebie przekonala, ale to przeciez zdarza sie najlepszym :)

W rezultacie wyszla jedna z lepszych imprez ostatnich czasow (just 4 the record: hawaje i the prodigy znalazly sie w tej samym koszyku :) a ze okraszona skrecona kostka? coz...shit happends :) jedyne co w tym zle, to fakt, ze dostalam bana na bieganie na 3 tygodnie no i to ze ominal mnie koncert fisza z tworzywem sztucznym, ktory nastepnego dnia odbyl sie w graffiti.

Choc nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo, uniknelam byc moze niezrecznej sytuacji, a jesli takowa nie miala nastapic, to na pewno ten rehabilitacjny areszt domowy zapobiegl mojemu mysleniu o tym jakw ewentualnie niezrecznej sytuacji sie odnalezc. Koncert sobie odbije - bez dwoch zdan, a w dodatku z nawiazka :)

Na koniec piosenka przewodnia, choc w ciagu tego weekendu znalazlam ich co najmniej 4;). I od razu, zeby nie bylo: wiem ze to moze tandeta, zenua, co kto woli. Wiem ze na co drugim blogu dziewczatek w okresie buntu ten tekst mozna znalezc. Wiem ze sama odkad ten kawalek ujrzal swiatlo dzienne nucilam go pod nosem. Wiec to zadne odkrycie. Taki jakis nastroj dzisiaj - jak uslyszalam go w tv az sie do siebie sama usmiechnelam. Tak sie czuje wasnie i baaardzo mi z tym dobrze :) Czytaj slowa jedno po drugim!


sobota, 15 marca 2008

środa, 12 marca 2008

Zmeczonosc niepomierna

Jestem tak strasznie zmeczona, ze pomimo misji roku ide spac. Pieprze wszytsko. Co sie pozawala to sie potem jakos pouklada. Przeciez zawsze tak jest, prawda?

niedziela, 9 marca 2008

Ups and downs



Ostatnich pare dni to balkanska gra na emocjach ("Posterunek graniczny" i "Odgrobadogroba") czasami siegajaca natezenia rodem z thillera ("Sierociniec") i jak zwykle pokrecona love story ("Ogród Luizy" - 'ja nie jestem zadna Lu!':), lot na hawaje przez morze rudej, dzien kobiet w Slupskiej, rozmowy z 'zyczliwymi' kolegami, spotkania po latach i wyznania milosci. Jednym slowem: rollercoaster po staremu, tylko ze wciaz nie wiem co mam o tym wszytskim myslec...


Tymczasem wzmocniona 2 colami, czerwona herbata i uzbrojona w puszke tajemniczego napoju o wiele obiecujacej nazwie 'max power' zabieram sie za nauke. Jak zwykle w srodku nocy. Co tam. Jutro kolejny dzien wypelniony punkcikami do odhaczenia od gory do dolu. Takie sa najlepsze, bo nie ma czasu myslec. Log out.

środa, 5 marca 2008

Co tam parasol Mary Poppins!

Ja chce z powrotem do szkoly i w dodatku prosto na lekcje fizyki! klik klik w fotke prosze :)

poniedziałek, 3 marca 2008

niedzielno-poniedzialkowa passa

nie chce zapeszac, ale co tam. mam 2 dobre dni z rzedu. to na prawde ostatnio prawdziwa rzadkosc. przy czym 'ostatnio' to chyba lekkie niedopowiedzenie, bo jak sie nad tym zastanowie, to mowie o dluzszym okresie czasu. moze dzieje sie tak dlatego, ze w koncu porzadnie sie wyspalam kilka dni z rzedu, moze dlatego ze przyszla emma, a jak wiadomo anomalia pogodowe pociagaja za soba anomalia w samopoczuciu, a co za tym idzie zachowaniu ludzi, moze po prostu 2 dni z rzedu poswieca slonce, a moze wreszcie idzie wiosna. taka doslowna i taka w przenosni. no bo ilez mozna :)

moze to dlatego ze jem normalne posilki, bo chce mi sie zadac sobie troche trudu i je urozmaicic tak, zeby spozywac produkty ze wszytskich grup zywieniowych (chyba jakos tak to sie nazywa:). jak pomysle jakie kulinarne zbrodnie popelnialam ostatnio to az samej sobie nie wierze, ze gotowanie tak mnie krecilo kiedys. no a kreci przeciez (swoja droga nie moge doczekac sie az na ruskiej bede mogla kupic sobie siate zywego szpinaku za grosze, bo stopien zmielenia mrozonego juz mnie zaczyna lekko irytowac).
a moze to dlatego ze sa konfrontacje filmowe, a jak siegam pamiecia (zabrzamialo powaznie, oj:) to zawsze ten okres byl czasem zmian, przepoczwarzen, metamorfoz i nowosci. 2 dobre dni i 2 dobre filmy.




Wczoraj "Twardziel" (Knallhart). Film mimo tematu, ktory przed projekcja wydal mi sie oklepany do bolu (mlody chlopak z rozbitej rodziny 'daje rade' handlujac dragami) bardzo mile mnie zaskoczyl. fenomenalne zdjecia w stonowanej kolorystyce (bardzo 'miejskie' o ile ktokolwiek czuje co moge miec na mysli). Swietna sciezka dzwiekowa, i naturalne, nienuzace tempo. az sie sama zdziwilam, bo mecza mnie filmy o mafii, lamaniu nosow i niesprawiedliwosci swiata tego. No i to kolejny film ktory coraz bardziej przybliza mnie do przyznania racji Pewnej Teorii o wyzszosci kina niemieckiego :) naprawde nie ma sie do czego przyczepic :)



Dzis z kolei obejrzalam koprodukcje argentynsko-francusko-hiszpanska "XXY". O czym byl ten film? Tu mam problem, bo jesli by sie nie zaglebiac, to byl o hermafrodyzmie i perypetiach dojrzewajacego mlodego czlowieka, ktory oprocz calej fury problemow jaka sie ma w tym okresie musi jeszcze zadecydowac czy ma byc kobieta czy mezczyzna, bo natura nie raczyla byla zalatwic za niego tej kwestii. W sumie jak na jeden film to wystarczyloby tresci, ale przy okazji mozna sobie zadac mnostwo innych pytan: o rodzine, o stosunek rodziny do dziecka, o oparcie jakiego dziecko moze szukac u rodziny, o zrozumienie odmiennosci, o milosc, o ciekawskosc, zaufanie, przyjazn, odwage i o to co naprawde w zyciu sie liczy. Moze naiwnie to brzmi, ale jakos nieszczegolnie mi glupio. Chwila wzmozonego myslenia po seansie, i proba odpowiedzenia sobie na jakkolwiek naiwne pytania nie jest chyba czasem straconym.

No i znow podobaly mi sie kolory, ale najwiekszy z 'produkcyjnych' plusow za lokacje - dzikie plaze gdzies w Urugwaju, i bardzo filmowy dom, gdzie mieszka rodzina glownej bohaterki/bohatera (zwlaszcza widok na ocean, ktory mozna podziwiac lezac sobie w lozku!!!)

Zamyslilam sie troche.

A tak z prywatnego podworka: znienacka poskoczyl mi nagle poziom kreatywnosci i robilam dzisiaj efekty specjalne do promocyjnego filmu uczelnianego (produkcja K&J).

Jutro bardzo precyzyjnie zaplanowany dzien, wiec zegnam ozieble: cmox!

niedziela, 2 marca 2008

easy like a sunday morning

jak to zwykle bywa - nie oszukujmy sie - wlasnie wtedy kiedy juz mam noz na gardle w sensie uczelniano-naukowym, jak na przyklad kilkanascie godzin na przeczytanie 3 ksiazek, mam miliard-sto pomyslow na dzialania, mowiac delikatnie: nieszkolne.

dzis padlo na zalozenie bloga.

misja z nazwami, podpisami, nickami, aliasami itd jest ciezka. chce po prostu wyrzucic z siebie nadmiar mysli, zeby zrobic miejsce dla nastepnych. tyle. choc pewnie niefrasobliwosc w podejsciu do nazwy o czyms swiadczy i niekoniecznie powinnam sie z tego cieszyc :)

nie mam polskich liter.

jednak sie poucze.
Blog Widget by LinkWithin