sobota, 29 marca 2008

odliczanie do startu - 2 dni

pobalam sie, sprezylam, zacisnelam zeby i....w koncu dzielnie zdusilam hydre czyli zamknelam sesje. zeby ten jakze dyskusyjny temat zakonczyc mala zabawka: zrob to sam, czyli: i ty mozesz byc Pollockiem! milej zabawy :)

jeden kociol sie skonczyl, a drugi juz sie rozkrecil - moj telefon jest rozgrzany do czerwonosci, kalendarz to juz chyba nie zapisany, ale zabazgrany, skrzynka pocztowa otwarta jest bez przerwa pokoj przypomina kwatere glowna jednostki sil powietrznych.
i co? i jestem zmeczona i czuje w kosciach wzbierajacy stres. ale caly czas sie do siebie usmiecham, bo bardzo mi z tym wszytskim dobrze :)

czwartek, 27 marca 2008

lusieboi

od 7 siedze w ksiazkach, notatkach, wikipedii, albumach i przegladarkach plikow graficznych. z kazda minuta wiem coraz mniej i coraz bardziej zdaje sobie sprawe, ze czesci tego szitu po prostu nie czaje. nie rozumiem. nie wiem o co im chodzi. nie wiem jaka przyjemnosc ci ludzie upatruja w komplikowaniu sobie (i przy okazji innym) zycia.

prosze - niech ktos potrzyma za mnie dzisiaj kciuki mocno.
wydyg aka rozdyg mam okrutny (a to nie zdarza sie czesto)

piątek, 21 marca 2008

fajrant

3,5 dnia
daleko i cicho
pa

czwartek, 20 marca 2008

brrrr its cold ders a new top girl on row! a.k.a moc z rana :)

otworz oczy, wez gleboki oddech, wstan, olej snieg za oknem (ktorego jest wiecej dzisiaj w wielki czwartek niz go bylo w swieta bozego narodzenia), wez szybki prysznic, wskocz w dres, przygotuj szklanke wody z miodem i cytryna, kubek kawy, uprzatnij biurko.

czarny notes
niebieski dlugopis
czarny telefon
drugi czarny telefon (kremowy ma wakacje, w delegacji jest:)
komp - mode: on
3
2
1
0

O G I E N !


I neva hesitate to do what I like
Neva hesitate to pick up my fight
At d fings dat challengin at my vibe
Continue? Yes im sure

ps. podkrec bass!

poniedziałek, 17 marca 2008

girl power :)

Po kolei ma byc? W piatek mialam urwanie glowy od rana do poznego popoludnia. caly czas z wizja koncertu w iscie gwiazdorskim skladzie - co tu duzo mowic - gwarantujacym dobra zabawe na... tysiac piecset sto procent :)

I nie zawiodlam sie. Dostrajanie sie na murku pod AOS'em przywiodlo na mysl wspomnienia beztroskich czasow, poczucie dobrze spelnionego obowiazku pozwolilo na chwile spuscic z tonu, a iscie gwiazdorskie kru dopilnowalo zebym poczula ze jestem dokladnie tam gdzie byc powinnam. Czysta Gorzka byc moze troche za bardzo nas do siebie przekonala, ale to przeciez zdarza sie najlepszym :)

W rezultacie wyszla jedna z lepszych imprez ostatnich czasow (just 4 the record: hawaje i the prodigy znalazly sie w tej samym koszyku :) a ze okraszona skrecona kostka? coz...shit happends :) jedyne co w tym zle, to fakt, ze dostalam bana na bieganie na 3 tygodnie no i to ze ominal mnie koncert fisza z tworzywem sztucznym, ktory nastepnego dnia odbyl sie w graffiti.

Choc nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo, uniknelam byc moze niezrecznej sytuacji, a jesli takowa nie miala nastapic, to na pewno ten rehabilitacjny areszt domowy zapobiegl mojemu mysleniu o tym jakw ewentualnie niezrecznej sytuacji sie odnalezc. Koncert sobie odbije - bez dwoch zdan, a w dodatku z nawiazka :)

Na koniec piosenka przewodnia, choc w ciagu tego weekendu znalazlam ich co najmniej 4;). I od razu, zeby nie bylo: wiem ze to moze tandeta, zenua, co kto woli. Wiem ze na co drugim blogu dziewczatek w okresie buntu ten tekst mozna znalezc. Wiem ze sama odkad ten kawalek ujrzal swiatlo dzienne nucilam go pod nosem. Wiec to zadne odkrycie. Taki jakis nastroj dzisiaj - jak uslyszalam go w tv az sie do siebie sama usmiechnelam. Tak sie czuje wasnie i baaardzo mi z tym dobrze :) Czytaj slowa jedno po drugim!


sobota, 15 marca 2008

środa, 12 marca 2008

Zmeczonosc niepomierna

Jestem tak strasznie zmeczona, ze pomimo misji roku ide spac. Pieprze wszytsko. Co sie pozawala to sie potem jakos pouklada. Przeciez zawsze tak jest, prawda?

niedziela, 9 marca 2008

Ups and downs



Ostatnich pare dni to balkanska gra na emocjach ("Posterunek graniczny" i "Odgrobadogroba") czasami siegajaca natezenia rodem z thillera ("Sierociniec") i jak zwykle pokrecona love story ("Ogród Luizy" - 'ja nie jestem zadna Lu!':), lot na hawaje przez morze rudej, dzien kobiet w Slupskiej, rozmowy z 'zyczliwymi' kolegami, spotkania po latach i wyznania milosci. Jednym slowem: rollercoaster po staremu, tylko ze wciaz nie wiem co mam o tym wszytskim myslec...


Tymczasem wzmocniona 2 colami, czerwona herbata i uzbrojona w puszke tajemniczego napoju o wiele obiecujacej nazwie 'max power' zabieram sie za nauke. Jak zwykle w srodku nocy. Co tam. Jutro kolejny dzien wypelniony punkcikami do odhaczenia od gory do dolu. Takie sa najlepsze, bo nie ma czasu myslec. Log out.

środa, 5 marca 2008

Co tam parasol Mary Poppins!

Ja chce z powrotem do szkoly i w dodatku prosto na lekcje fizyki! klik klik w fotke prosze :)

poniedziałek, 3 marca 2008

niedzielno-poniedzialkowa passa

nie chce zapeszac, ale co tam. mam 2 dobre dni z rzedu. to na prawde ostatnio prawdziwa rzadkosc. przy czym 'ostatnio' to chyba lekkie niedopowiedzenie, bo jak sie nad tym zastanowie, to mowie o dluzszym okresie czasu. moze dzieje sie tak dlatego, ze w koncu porzadnie sie wyspalam kilka dni z rzedu, moze dlatego ze przyszla emma, a jak wiadomo anomalia pogodowe pociagaja za soba anomalia w samopoczuciu, a co za tym idzie zachowaniu ludzi, moze po prostu 2 dni z rzedu poswieca slonce, a moze wreszcie idzie wiosna. taka doslowna i taka w przenosni. no bo ilez mozna :)

moze to dlatego ze jem normalne posilki, bo chce mi sie zadac sobie troche trudu i je urozmaicic tak, zeby spozywac produkty ze wszytskich grup zywieniowych (chyba jakos tak to sie nazywa:). jak pomysle jakie kulinarne zbrodnie popelnialam ostatnio to az samej sobie nie wierze, ze gotowanie tak mnie krecilo kiedys. no a kreci przeciez (swoja droga nie moge doczekac sie az na ruskiej bede mogla kupic sobie siate zywego szpinaku za grosze, bo stopien zmielenia mrozonego juz mnie zaczyna lekko irytowac).
a moze to dlatego ze sa konfrontacje filmowe, a jak siegam pamiecia (zabrzamialo powaznie, oj:) to zawsze ten okres byl czasem zmian, przepoczwarzen, metamorfoz i nowosci. 2 dobre dni i 2 dobre filmy.




Wczoraj "Twardziel" (Knallhart). Film mimo tematu, ktory przed projekcja wydal mi sie oklepany do bolu (mlody chlopak z rozbitej rodziny 'daje rade' handlujac dragami) bardzo mile mnie zaskoczyl. fenomenalne zdjecia w stonowanej kolorystyce (bardzo 'miejskie' o ile ktokolwiek czuje co moge miec na mysli). Swietna sciezka dzwiekowa, i naturalne, nienuzace tempo. az sie sama zdziwilam, bo mecza mnie filmy o mafii, lamaniu nosow i niesprawiedliwosci swiata tego. No i to kolejny film ktory coraz bardziej przybliza mnie do przyznania racji Pewnej Teorii o wyzszosci kina niemieckiego :) naprawde nie ma sie do czego przyczepic :)



Dzis z kolei obejrzalam koprodukcje argentynsko-francusko-hiszpanska "XXY". O czym byl ten film? Tu mam problem, bo jesli by sie nie zaglebiac, to byl o hermafrodyzmie i perypetiach dojrzewajacego mlodego czlowieka, ktory oprocz calej fury problemow jaka sie ma w tym okresie musi jeszcze zadecydowac czy ma byc kobieta czy mezczyzna, bo natura nie raczyla byla zalatwic za niego tej kwestii. W sumie jak na jeden film to wystarczyloby tresci, ale przy okazji mozna sobie zadac mnostwo innych pytan: o rodzine, o stosunek rodziny do dziecka, o oparcie jakiego dziecko moze szukac u rodziny, o zrozumienie odmiennosci, o milosc, o ciekawskosc, zaufanie, przyjazn, odwage i o to co naprawde w zyciu sie liczy. Moze naiwnie to brzmi, ale jakos nieszczegolnie mi glupio. Chwila wzmozonego myslenia po seansie, i proba odpowiedzenia sobie na jakkolwiek naiwne pytania nie jest chyba czasem straconym.

No i znow podobaly mi sie kolory, ale najwiekszy z 'produkcyjnych' plusow za lokacje - dzikie plaze gdzies w Urugwaju, i bardzo filmowy dom, gdzie mieszka rodzina glownej bohaterki/bohatera (zwlaszcza widok na ocean, ktory mozna podziwiac lezac sobie w lozku!!!)

Zamyslilam sie troche.

A tak z prywatnego podworka: znienacka poskoczyl mi nagle poziom kreatywnosci i robilam dzisiaj efekty specjalne do promocyjnego filmu uczelnianego (produkcja K&J).

Jutro bardzo precyzyjnie zaplanowany dzien, wiec zegnam ozieble: cmox!

niedziela, 2 marca 2008

easy like a sunday morning

jak to zwykle bywa - nie oszukujmy sie - wlasnie wtedy kiedy juz mam noz na gardle w sensie uczelniano-naukowym, jak na przyklad kilkanascie godzin na przeczytanie 3 ksiazek, mam miliard-sto pomyslow na dzialania, mowiac delikatnie: nieszkolne.

dzis padlo na zalozenie bloga.

misja z nazwami, podpisami, nickami, aliasami itd jest ciezka. chce po prostu wyrzucic z siebie nadmiar mysli, zeby zrobic miejsce dla nastepnych. tyle. choc pewnie niefrasobliwosc w podejsciu do nazwy o czyms swiadczy i niekoniecznie powinnam sie z tego cieszyc :)

nie mam polskich liter.

jednak sie poucze.
Blog Widget by LinkWithin