jestem padnieta strasznie.
lece na leb, na szyje, na nos, na klawiature.
ale ze dawno sie nie odzywalam nawet slowkiem, to pomyslalam ze moze jeszcze na chwile przed snem przysiade i zrobie maly update.
no bo to zwykle bywa tak, ze jak jest cisza na blogu, to albo nawal pracy jest, lub burza przemian, lub kociol jakiejs innej masci. a u mnie?
u mnie szczescie jest wielkie i wakacje kradzione wcale nie ukradkiem z czasu, ktory mial byc niby czasem pracy okrutnie intensywnej.
ale co to za radosc tak krasc ten czas,zachlysnac sie nim, zasypiac i budzic sie kazdego ranka z wielkim usmiechem na twarzy i kojacym spokojem w sercu i wiedziec ze wszytsko jest w zyciu po cos.
a mgr da jakos rade (btw. Jules sprzedala mi dzisiaj cudownego newsa o szerokosci marginesow - praca puchnie w oczach:) wiec dla jutrzejszej otwartosci glowy lece sie wyspac,krotko, szybko, intensywnie.
szczesliwa jak nigdy przedtem. houk!
wtorek, 26 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)