czwartek, 29 maja 2008

Lu the Witch...

Ogarnęło mnie Zmęcznie Totalne. Pisanie tego z dużej litery sprawia, ze wydaje mi sie jakbym sie temu zmeczeniu jeszcze bardziej poddawala, ale nie. Zeby zabic wroga, trzeba go najpierw poznac i nazwac, zeby bylo wiadomo w co walic :)
Zmeczenie Totalne objawia sie absolutnym brakiem motywacji; narastajacym stresem, ze w wyniku nicnierobienia (wywolanego brakiem motywacji) zawali sie moj swiat caly; katastrofalnymi wizjami mojej przyszlosci najblizszej, co rzutowac bedzie niehybnie na moja przyszlosc ogolnie; nieprzemozną chęcią spania - najlepiej 24/24/7; bólami rożnych cześci ciała (w kolejnosci przemiennej, lub w parach); i nie wspominajac o przewijajacej sie od czasu do czasu mysli, ze nikt mnie nie kocha i nikt mnie nie lubi (bo jakos te czesc tym razem zdolalam opanowac-dont know why?!;p) ogolnie rzecz biorac jest kijowo, by sie nie wyrazic dobitniej.

Jednak dzielnie postanowilam zwalczyc tę chandrę. Jedyny chyba sposob, to uzycie mózgu i nakazanie mu wydawania odpowiednich polecen cialu, np: "wstan teraz natychmiast - spałoś przecież już 12h i ci starczy!", albo: "nie, nie jesteś głodne! zjadlos przecież pol kilo ziemniakow mlodych i duzy kefir krasnystawski do tego", albo "wstan i idź umyj zeby, twarz i spij jak czlowiek, a nie uskuteczniasz nocne czuwanie przy kanale /odpowiednie wstaw/" itd.

Okazuje sie to nie tak łatwe. Najgorsze jest to, że klasyczne straszaki już nie działaja - jak nazwalysmy to z Julka jakies pol roku temu - wytracil sie nam instynkt samozachowawczy - np straszak pt "jutro kolos" nie robi na mnie wiekszego wrazenia. albo nie - na mnie robi, ale na moim ciele nie - can't be bovvered!

No ale nie może być przecież tak, że cialo - jakby nie pratrzec kupa miesni, tluszczu i czego tam jeszcze (kolejność dowolna:) dyktowalo mi jakosć mojego zycia. Za oknem slonce, planow cale mnostwo, czasu coraz mniej, a ja siedze w domu przyklejona do jednego z ekranow ;/.
Postanowilam wiec podstepem zaatakować to Zmeczenie Totalne od środka. Na poczatek dalam sobie to 24h snu, ale rozdzielone na 2 doby; wrocilam do zbiawiennego zwyczaju picia szklanki cieplej wody z cytryną na poczatek dnia, do ktorej dzisiaj dodalam wieeeelka szklane soku z marchwii, buraka i jabłek, z dodatkiem spiruliny (szczerze mowiac juz sam kolor robi dobrze:). Do tego zarządzam detox alkoholowy (na czas jakis, choc w sumie euro bez "srokow komunikacji' [;)] może byc nie do zniesienia) i drastyczne ograniczenie fajek. Jutro wybieram sie na Ruska, po zapas zieleniny. Jednym slowem - wraca Lu the Witch. Bo tak trzeba :)
Houk.

poniedziałek, 26 maja 2008

przyspieszony kurs latania

Witam państwa po bardzo dłuuuugiej przerwie. Mam co prawda jakieś takie nieśmiałe wrażenie, że nikt tu nie zagląda, ale nauczona przez mądrych trenerów w Grecji, że thoughts nie równają się facts - nie będę tą kwestią zaprzątać sobie głowy za bardzo :) nauczyli mnie też, że nie dowiem się, dopóki nie zapytam - więc pytam wprost: ktoś to czyta w ogóle?

Co się zaś tyczy update'ów w tym co robie na codzień, to sama się szczerze mówiąc gubię w tym wszytskim. Był Lwów, który był częścią wizyty studyjnej polskiech producentów i reżyserów filmowych. Muszę przyznać, że wizyta to była baaaardzo udana. I jeśli tylko nie osiądziemy na mieliźnie laurów, to będzie się działo - oj tak:)





Van der Sar broni karnego Anelki...


...więc nadchodzi dzika radość:)






Zaraz po Lwowie był Nasutów i program FaqArt. Może ze względu na bliskość Lublina i fakt,że musialam wrócic w połowie na chwile do Lbn, może dlatego ze nie bylam tam do samego końca - czulam sie troche na uboczu, ale nie przeszkodzilo mi to w nawiazaniu nocnej znajomości podsycanej perłą mocną i słabością do papierosów, facebooka, piłki nożnej (choć oczywiście z czym do ludzi - dla niego to na prawdę religia) i angielskiego akcentu... 


W międzyczasie Manchester United zdobyl mistrzostwo (GLORY GLORY MAN UNITEEEEEED!!), Matt rozbil mi nos, Agata ze Świdnikiem wzięli ślub (Gratuuuuullllaaaaaajceeee) na którym razem z Venem bylismy świadkami, Kubica był drugi w Grand Prix Monte Carlo, okazało się z jeden z moich kumpli z klasy zostanie ojcem (Gratulacje), dostalam w prezencie bilet na ten dzien Open'era w ktorym spiewa Erykah Badu, kupilam sobie buty na wysokich obcasach i nie dość, że przetńczylam w nich całą prawie noc, to jeszcze teraz kombinuje gdzie by w nich jeszcze wyjść (kto zna mnie dłużej wie, że to nie jest moje standartowe myślenie:) być moze wywalono mnie juz ze szkoly, ale jutro to sprawdze, bo dzisiaj jestem w trbie stand-by, popijam czerwony barszcz z torebki, maniakalnie sprawdzam faceboka, zauczylam sie troszeczke zonglowac i jestem absolutnie zachwycona (chce jeszcze!!!), ponadto upewnilam sie ze nie umiem grac w siatke, ale po raz pierwszy w zyciu zupelnie mi to nie przeszkadzalo i sprawialo ogromna radosc (mimo chlopoczącej w trampkach wody i siniakow na rękach:) . grzebie w starych zdjęciach, jem sękacza i probuje sie zregenerowac ze wszytskich sil.


I niech mnie ktoś tak mocno, mocno przytuli!

ps. przepraszam że te foty jakos tak nie w tym miejscu co trzeba - ale wlasnie poklócilam sie z edytorem postow i strzelam focha z przytupem i z polobrotem - do przeczytania!

wtorek, 13 maja 2008

100 projektów na raz, czyli: lu is a busy bee

ledwo wrocilam z grecji, a juz lece dalej - za pare godzin do lwowa, na 3 dni.
upload fotkowyna fb juz jest, opowiesci musza poczekac. (choc swoja droga wiem ze jak juz tyle sie to odwleka, to szansa na realizacje jest coraz mniejsza ;/) ale zobaczymy jak bedzie.
Blog Widget by LinkWithin